Marek Cetwiński „Carmen Mauri”, czyli efekt śnieżnej kuli
„Scatet anachronismis et fabulis” – pełno anachronizmów i bajek. Te właśnie słowa Adama Naruszewicza oznaczały, zdaniem Aleksandra Semkowicza, „wyrok potępienia” wydany na spisaną w początku XVI wieku „Kronikę Piotra komesa” [1]. Wybitny historyk polskiego oświecenia podzielał widocznie powszechną w jego czasach opinię, że historia ma dać „dokładną i szczerą relację o wydarzeniach, opartą na świadectwie własnych oczu, na pewnych i niewątpliwych przekazach lub na sprawozdaniu osób godnych zaufania” [2]. Anonimowy utwór – z przyczyn zrozumiałych – kryteriów tych nie spełniał. Pełen też był rzeczywiście „anachronizmów i bajek”. Choćby takich oto, że, Piotr nawołuje Władysława do walki z Tatarami, młodzi książęta wzywają pomocy św. Stanisława a żona Władysława II, Agnieszka przedstawiona jest jako córka cesarza Henryka IV, kiedy w rzeczywistości była jego wnuczką – córką Leopolda III margrabiego Austrii [3]. W kronice wiele też o wydarzeniach z czasów znacznie późniejszych niż pierwszy w naszych dziejach konflikt książąt juniorów z panującym seniorem. „Kronika Piotra komesa” nie zawierała nic, co Naruszewicz chciałby wykorzystać w swym dziele, zwłaszcza, że jej temat – apologia buntu przeciw monarszej tyranii – całkowicie sprzeczny był z jego politycznymi przekonaniami [4].
„Kronika o Piotrze” odłożona do tek Naruszewicza „leżałaby tam — pisze Ryszard Gansiniec — spokojnie do dziś, gdyby w międzyczasie nie nastała epoka romantyzmu z jej kultem mrocznego średniowiecza, z jej lubowaniem się właśnie w takich bajach średniowiecznych. Dziełko Mikołaja [to o domniemanym autorze kroniki — M.C.], tak marne i niesforne, miało to niebywałe szczęście, że wpadło w ręce uczonego i entuzjastycznego wydawcy, Augusta Mosbacha”, który wydał je w 1865 roku [5]. Szczęściu dopomógł, dodajmy, hrabia Aleksander Przeździecki, ponowny odkrywca kroniki, który użyczył Mosbachowi sporządzoną przez siebie kopię zabytku [6]. August Mosbach od 1841 roku zajmował się Kroniką wielkopolską[7]. Właśnie w jej tekście zetknął się z intrygującą wiadomością podaną pod koniec opowieści o Piotrze Włoście: „Sed nunc iterum ad Wladislai discriminosam seviciam redeamus Pyotrkonis gesta, que per se scripta habentur obmittentes” — więc powróćmy do niebezpiecznego okrucieństwa Władysława pomijając czyny Piotrka, które uważane są za spisane przez niego [8]. Wytrawnemu znawcy „Kroniki wielkopolskiej” już sam tytuł Cronica Petri comitis Poloniae był wystarczająca zachętą do zapoznania się z treścią skopiowanego przez Przeździeckiego dziełka. Istniała wszak szansa odnalezienia w nim fragmentów, może nawet całości, owych zaginionych „Gesta Piotrkonis”, będących, kto wie, może nawet autobiografią bohatera. O istnieniu jakiegoś starego opiewającego dzieje Piotra utworu donosiło też inne, doskonale Mosbachowi znane, źródło, także zajmujące się losami żyjącego w XII wieku wojewody. Jest to zachowana do dziś Historia sive cronica Petri comitis ex Dacia LXXVII ecclesiarum fundatoris, gdzie (na stronie 34 r) czytamy: „vidi ego in bibliotca divi Vincentii in libello quodam pergameneo huius femine in Petrum comitem nephande machinationis ritmico contextu descriptam tragediam” [9]. Na marginesie ktoś dopisał: „parvus liber est, rubeo textus corio, cum catenula” [10].
Dwa niezależne od siebie źródła, podstawowy warunek uznania realności faktu historycznego, przekonywały – nie tylko Augusta Mosbacha – o rzeczywistym istnieniu starego utworu przedstawiającego „tragedię Piotra”. I to w miejscu najbardziej stosownym – w bibliotece klasztoru fundowanego przez samego bohatera. Opis owej książeczki, choć zwięzły, sugeruje, że zakonnicy uważali ją za niezwykle cenną. Oprawili wszak w czerwoną skórę i przykuli łańcuszkiem zabezpieczając przed kradzieżą i zniszczeniem. Starania te tłumaczyć można chyba tylko troską o szacowny zabytek związany z osobą fundatora. Tak przynajmniej rozumieli opis „małej pergaminowej książeczki” badacze poszukujący „starego poematu” o Piotrze. Poetycką formę dzieła stwierdzał wszak (ok. 1520) Benedykt z Poznania w swojej kontynuacji Kroniki książąt polskich Piotra z Byczyny. Przekonanie, iż poezja tkwi u początków wszelkiej historiografii stanowiło w czasach Mosbacha „ideę kolektywną, pewnego rodzaju psychozę naukową, którą żyli historycy XIX wieku” [11]. Odkrycie poematu o Piotrze usunęłoby także uczucie pewnego niedosytu polskiej opinii publicznej zazdrośnie spoglądającej na szczęśliwszych wydawałoby się sąsiadów z ich odkrytymi, rzekomo, przez Wacława Hankę rękopisami czy Rosjan chlubiących się Słowem o wyprawie pułku Igora. W takim intelektualnym klimacie poszukiwanie polskich średniowiecznych poematów bohaterskich to niemal patriotyczny nakaz.
Tekst „Kroniki o Piotrze” nie pozostawiał jednak złudzeń i Mosbach, jeśli nawet żywił wielkie nadzieje na odnalezienie oryginału „starego poematu”, to szybko się ich pozbył. Bez trudu ustalił, iż jest to utwór z początku XVI wieku dedykowany ówczesnemu opatowi u św. Wincentego Jakubowi Pożarowskiemu sprawującemu tę godność w latach 1506-1515. Nie stracił jednak nadziei na rekonstrukcję „Gesta Piotrkonis”. Wszak nieprawdopodobna wydawała się myśl, aby piszący w ołbińskim klasztorze kronikarz nie wykorzystał znajdującej się w tutejszej bibliotece starej „pergaminowej książeczki”. Problem sprowadzał się, jak sądził, tylko do wydzielenia tych partii tekstu, które kronikarz zapożyczył z innych znanych ówczesnej nauce przekazów. Reszta, po odrzuceniu oczywistych anachronizmów, pochodziłaby z zaginionego a przecież niewątpliwie jeszcze w początku XVI stulecia istniejącego, żywotu Piotra.
Klasyczny to sposób postępowania ówczesnych historyków. Spadek po teorii Friedricha Augusta Wolfa [12]. Wiarę w ufność wspomnianej metody umacniał – już wprawdzie po edycji Mosbacha – widowiskowy sukces Friedricha Wilhelma von Giesebrechta, który w 1841 roku zrekonstruował z późniejszych przekazów zaginione a pochodzące z XI wieku „Annales Altahenses maiores”. W 1867 roku uczeń Giesebrechta, Edward von Oefele odnalazł, w papierach po swoim pradziadku, odpis owych roczników sporządzony przez renesansowego bawarskiego historyka Aventinusa. Nowo odkryty tekst okazał się zgodny z rekonstrukcją Giesebrechta. W 1868 roku roczniki znalazły się w tomie XX „Monumenta Germaniae”. Odkrycie to utwierdziło przekonanie o doskonałości metody filologiczno-krytycznej [13]. Była to niewątpliwa zachęta do dalszych prób rekonstrukcji zaginionego poematu o Piotrze Włoście.
Mosbach był jednak historykiem krytycznym i ostateczne wnioski jego analizy są dość umiarkowane. I tak rozpatrując język „Kroniki o Piotrze” dochodzi do wniosku, iż łacina jej jest „zmienna i rozmaita”, co wskazuje na pracę różnych, podobno dwóch, pisarzy”, „starsza część” tekstu to „proza rymowana” a składnia przypomina średniowieczną [14]. Wzmianki o Tatarach, lokacji Poznania na prawie niemieckim i „rajcach” krakowskich wskazują, iż tekst podstawowy „Kroniki” czerpie z utworu spisanego nie wcześniej niż w szóstym dziesięcioleciu XIII wieku [15]. Terminus ante quem wyznacza czas spisania „Kroniki wielkopolskiej” czerpiącej już z „Gesta Piotrkonis”. Co do tożsamości „pergaminowej książeczki” z ołbińskiej biblioteki August Mosbach wątpliwości nie miał [16]. Podstawę źródłową „Gesta Piotrkonis” stanowiły, jego zdaniem, kronika Kadłubka, „ÂŻywot większy św. Stanisława” i „inne nieznane” oraz „tradycja ustna” [17]. Stwierdza wreszcie Mosbach, że „pseudo-autor” jak nazywa kompilatora z początku XVI wieku, nie czerpał z Długosza, lecz obaj korzystali z „Gesta Piotrkonis” [18]. Dodatkowe argumenty przemawiające za spisaniem tych ostatnich w końcu XIII wieku to: brak podania o pochodzeniu Piotra z Danii, Skrzynna czy Książa oraz nieobecność motywu cudownego odzyskania przez bohatera wzroku i mowy [19]. Mosbach unika jednak odpowiedzi na pytanie o zakres zmian, jakie szesnastowieczny kronikarz wprowadził do swego utworu i, w konsekwencji, o wiarygodność jego relacji wydarzeń z wieku XII [20]. Wyraźnie stronił od praktyki swoich następców budowania piętrowych hipotez.
Wydanie Mosbacha, niezwykle staranne, na trwałe już wprowadziło naszą kronikę do obiegu naukowego a także do literatury pięknej. Sprawiły to w znacznej mierze osobiste kontakty Augusta Mosbacha. Wrocławskiego historyka łączyła bowiem osobista przyjaźń z wybitnym znawcą historii Śląska – Colmarem Grünhagenem, prowadził też ożywioną korespondencję z Józefem Ignacym Kraszewskim [21]. Grünhagen wykorzystał wydanie Mosbacha, akceptując większość jego ustaleń, w artykule o wygnaniu Władysława II i oślepieniu Piotra Włosta. Kraszewski natomiast całą niemal fabułę swojej Historii prawdziwej o Petrku Właście palatynie, którego zwano Duninem zawdzięcza publikacji Mosbacha. Powieść ta, ukończona w marcu 1878 roku, jest o tyle tu interesująca, iż pojawia się w niej pochodzący z Galii „rubaszny ojciec Maur”, benedyktyn z opactwa na wrocławskim Ołbinie [22]. Niewątpliwe to pokłosie kolejnego odkrycia. Zawiadomił o nim w 1874 roku Stanisław Smolka opisując nieznany wcześniej kodeks królewiecki zawierający nowe przekazy biografii Piotra Włosta pochodzące z jakiejś „carmen Mauri” [23]. Dwa te słowa umocniły przekonanie o poetyckiej formie pierwotnej biografii Piotra, wskazały też, jak sądzono, imię jej autora. Skorzystał z tego imienia Kraszewski i nadał je jednej z postaci swej powieści. Zabawne, że pomysł podchwycili historycy i zwykłą sugestię powieściopisarza zmienili w naukową hipotezę. Mnich z wrocławskiego klasztoru, czasem norbertanin, czasem benedyktyn, zadomowi się w dziełach naukowych jako wybitny polsko-łaciński poeta z XII lub XIII wieku.
Publikacje Grünhagena i Smolki wprowadziły nowy ton w dyskusji. Mosbach dystansował się od oceny wiarygodności rekonstruowanego przekazu, niemiecki historyk natomiast nie zawahał się wykorzystać „carmen Mauri” odtwarzając przebieg wojny toczonej przez Władysława II z braćmi. Oślepienie Piotra stało się w jego ujęciu momentem zwrotnym, powodem buntu lojalnych dotąd wobec seniora możnowładców [24]. W 1881 roku Stanisław Smolka tak oto uzasadniał wykorzystanie wiadomości „Kroniki o Piotrze”: „Nie wątpimy wprawdzie, że w tym pomniku z XVI wieku, a mianowicie w całej opowieści o katastrofie Piotra i o powstaniu przeciw Władysławowi przechowało się dawne zaginione źródło; skoro jednak i czasu powstania tego źródła niepodobna z ścisłością oznaczyć i w każdym razie dziś znamy je tylko z tak późnej przeróbki, należy być ostrożnym i wtedy tylko można z niego korzystać, jeśli się nie widzi sprzeczności między jego opowieścią a rezultatem z innych źródeł krytycznie wydobytym”[25].
Opinia to dość ryzykowna, sam brak sprzeczności z innymi źródłami nie jest przecież gwarancją wiarygodności przekazu. Może być i bywa dość często prostą amplifikacją, zmyśleniem [26]. Następcy Smolki o zastrzeżeniach tych zdają się nie pamiętać i relacja „Kroniki o Piotrze”, zwanej dla powagi „carmen Mauri” służy im jako narzędzie weryfikacji. I tak Janusz Bieniak w 1990 roku pisze, że jakąś „konstrukcję obala „Carmen Mauri” zaś pewne „informacje Wincentego w pełni potwierdza i uzupełnia” ten sam hipotetyczny twór, a w istocie szesnastowieczna kroniczka [27]. Oparta na wątłych przesłankach hipoteza zmieniła się, jak widać, wskutek częstego powtarzania przez ponad stulecie, w niekwestionowany fakt historyczny [28].
Nie znaczy to, aby brakło głosów sceptycznych. Wydawca „Kroniki polskiej”, Ludwik Æwikliński, zastanawiając się nad jej stosunkiem do „Kroniki o Piotrze” stwierdzał stanowczo: „Z kroniki polskiej czerpał autor przechowanego nam żywotu, który jest kompilacją dość późną, a nie przeróbką poematu”. Przedstawione przez Mosbacha ‘dowody’ nie mogą mię przekonać. Ze świadectw kroniki wielkopolskiej oraz Benedykta wynika jedynie to, że jakiś poemat istniał o Piotrze Włostowicu i jego przygodach i klęskach, poemat naturalnie niezupełnie współczesny, lecz nieco późniejszego pochodzenia – nie wynika zaś stąd, że przechowany aż do naszych czasów żywot Piotra na tym poemacie się opiera. Śladów heksametru nikt też jeszcze nie udowodnił w naszym żywocie Piotra”[29].
Temu badaczowi zawdzięczamy też przeprowadzenie dowodu, iż znajdujące się w rękopisie królewieckim a dotyczące Piotra Włostowica fragmenty są późniejszymi dodatkami, których pierwotnie owa śląska „Kronika polska” nie zawierała [30]. On też dowiódł, że kluczowa dla rekonstruowanej fabuły „carmen Mauri” scena leśna trafiła do „Kroniki o Piotrze” z „Kroniki polskiej”. „Wobec tej zupełnej zgodności obu textów co do treści i co do stylu nikt się nie powinien upierać przy tem, że żywot Piotra polega na dawnym poemacie. Czyż podobna bowiem przypuścić, iż dwóch różnych ludzi w równy zupełnie sposób wierszowany jaki ustęp na prozę przemienią?”[31]
W jednym Æwikliński się mylił. Wspomniany wcześniej Colmar Grünhagen wykrył bowiem w „Kronice o Piotrze” sześć heksametrów [32]. Wiadomość tę Æwikliński, choć ją znał, całkowicie zlekceważył. Aleksandra Semkowicza w 1878 roku uwaga Grünhagena skłoniła do stanowczego stwierdzenia, iż „istnienia wierszów zaprzeczyć się zatem nieda” [33]. Zwraca jednak uwagę, że wiersze te znajdują się tylko we fragmencie opisującym podstępne uwięzienie Piotra przez Dobiesza; „gdzieindziej śladów wiersza dopatrzeć się nie można” [34].
Na tym próby wydobycia z „Kroniki o Piotrze” wierszy zaginionego poematu na czas długi ustały. Wznowił je dopiero Marian Plezia w 1951 roku publikując w sumie 77 – przypadkiem liczba to także kościołów rzekomo fundowanych przez Piotra Włostowica [35] – domniemanych fragmentów [36]. Plezia przypomina zastrzeżenia Anatola Lewickiego, który podsumowując w 1879 roku dotychczasową dyskusję pisał z ironią: „gdyby [...] przypuścić, że heksametry średniowiecznego poety były najprawdopodobniej po największej części błędne, to możnaby w tej kronice dość takich heksametrów wykazać, tylko, że w takim razie nikt by nam nie uwierzył, że takie wiersze w owym poemacie się znajdowały”[37].
Wątpliwości to, zdaniem Plezi, „zbyt daleko posunięte”. Przyjęcie ich oznacza – ostrzega Plezia – rezygnację z jakichkolwiek prób wyodrębnienia z „Kroniki o Piotrze” wierszy o wadliwej budowie metrycznej, „a w takim razie trzeba by za podejrzane uważać i te, które przytoczył Grünhagen, albo trzeba przyjąć jako rzecz prawdopodobną, że prozodia ich wiele pozostawiała do życzenia, a wówczas wierszy takich rekonstruować da się znacznie więcej. Do przyjęcia zaś, że prozodia autora „carmen Mauri” była istotnie pełna błędów, upoważnia nas fakt, że błędy te zachodzą już w wyodrębnionych przez Grünhagena urywkach, gdzie jednak tok wierszowy jest trudny do zapoznania”[38].
Inaczej mówiąc badacz przekonuje nas, że powinniśmy prozę uznać za poezję, aby rozproszyć „w ten sposób wątpliwości natury formalnej”. Jest to warunek konieczny pożądanej rekonstrukcji ponieważ „stosunkowo rzadziej bowiem zdarzają się takie miejsca [...] gdzie całe nie zmienione wiersze włączone zostały w tok „Kroniki”. Częściej parafrazator radził sobie przez zmianę szyku wyrazów, lub też przez dodawanie pojedynczych słów, frazesów, a nawet całych zdań, których znamienną cechą jest to, że nie przynoszą nic nowego, a rozszerzają tylko i rozwadniają myśl pierwotną”[39].
Słowa te, gdyby nadać im sens bardziej zrozumiały, znaczyłyby, iż w osobie kronikarza mamy do czynienia z osobnikiem wyjątkowo przewrotnym: jasne poetyckie opowiadanie zamienia w prozatorski rebus w dość niejasnym zresztą celu.
Niejasne są też zasady proponowanej przez Mariana Plezię rekonstrukcji. Uczony przyznaje, że w pewnych przypadkach „próbowano przez zmianę szyku i wypuszczenie wyrazów zbytecznych przywrócić prawdopodobny tekst pierwotny. Niemałą też usługę oddawały miejsca równoległe z Wergiliusza i Owidiusza, pozwalające nieraz domyślać się sformułowania „carmen Mauri”. Często jednak nie silono się na odtwarzanie całego wiersza, gdy część jego tak rozpłynęła się w przeróbce prozaicznej, że stała się dziś nieuchwytna, lecz zadowolono się tylko wyróżnieniem wyraźnie odznaczającej się jego części. Stąd poniższy zbiorek fragmentów zawiera szereg wierszy niekompletnych”[40].
Manifest metodologiczny kończy Plezia szczerym wyznaniem: „oczywiście rekonstrukcja, jaka zaproponowano poniżej, może w niejednym miejscu budzić wątpliwości i nie da się wszędzie w pełni uzasadnić” [41]. Lektura domniemanych fragmentów „carmen Mauri” w pełni potwierdza słuszność owego wyznania. Jedyny wniosek, jaki z ich lektury wypływa to ten, że piszący w początku szesnastego stulecia kronikarz używał słów i fraz będących echem szkolnej nauki antycznych klasyków [42]. Domniemane fragmenty natomiast w żaden sposób nie pozwalają odtworzyć fabuły „starego poematu” opiewającego „tragedię Piotra Włostowica”.
Marian Plezia do podniesionych w XIX wieku argumentów dodał tylko całkowitą odmowę jakichkolwiek twórczych zdolności piszącemu w szesnastym wieku kronikarzowi. Tak samo postąpił Ryszard Gansiniec, skądinąd adwersarz Mariana Plezi. Obaj uczeni wskazując na wiele oczywistych a niemal dosłownych zapożyczeń w tekście „Kroniki o Piotrze” uznali, że i tam gdzie odniesień do znanych nam zabytków brak, to oznacza to tyle tylko, że kronikarz przepisywał jakieś zaginione źródło. Zadanie miał nawet ułatwione. Źródłem tym mogła bowiem, uważali, być tylko owa przechowywana w klasztornej bibliotece „mała pergaminowa książeczka”. Dlaczego z książeczki tej, łatwo przecież dostępnej, skorzystali tylko nasz kronikarz właśnie i współczesny mu Benedykt z Poznania? Dlaczego nie znał jej Jan Długosz osobiście penetrujący wrocławskie archiwa? [43]
Jedna z możliwych odpowiedzi na to ostatnie pytanie brzmi: w czasach Jana Długosza książeczki tej w klasztornej bibliotece jeszcze nie było. Brak też argumentów, aby zawartość jej stanowiła „carmen Mauri”. To, co wiemy o jej treści pochodzi wyłącznie z dziełka Benedykta z Poznania. A ten, jak wykazał to sam Marian Plezia, wykorzystywał dowodnie „Kronikę o Piotrze Właście” w swej dzisiejszej postaci” [44]. Już zresztą Aleksander Semkowicz wskazał zależność Benedykta w opisie uwięzienia Piotra od naszej „Kroniki” [45]. Semkowicz zwrócił też uwagę, że właśnie w tym fragmencie zawarte są odnalezione przez Colmara Grünhagena heksametry [46]. Niewykluczone zatem, iż „ritmico contextu descriptam” tragedia Piotra jest właśnie naszą „Kroniką o Piotrze”. Benedykt nie byłby wszak jedynym doszukującym się w niej poezji.
Historia problemu stanowi zawsze część jego rozwiązania. Historia poszukiwań „starego poematu” o Piotrze Włostowicu wskazuje, że hipoteza wyżej omawiana zrodziła się w XIX wieku z wielkiego pragnienia dorównania zdobyczom, podejrzanym zresztą mocno, badaczy dziejów narodów sąsiednich [47]. Dyskusja, żywa w latach siedemdziesiątych XIX wieku, wygasła w latach następnych wraz z romantyzmem i zwrotem naszej historiografii w stronę pozytywizmu. Odżyła natomiast po II wojnie światowej, kiedy to programowo pomniejszano znaczenie kultury niemieckiej dla rozwoju średniowiecznego Śląska. Polityczny – ale i patriotyczny – nakaz skłaniał do wyszukiwania dowodów świadczących, iż rozkwit kulturalny Śląska zaczął się na długo przed niemiecką kolonizacją w XIII wieku [48]. Intencje te poświadczają słowa Mariana Plezi: „początki piśmiennictwa łacińskiego na Śląsku, których najpiękniejszym owocem jest dla nas „carmen Mauri”, należy zawdzięczać współpracy światlejszych żywiołów wśród polskiego możnowładztwa z napływowym elementem romańskim, bez jakiegokolwiek współudziału czynników kulturalnych niemieckich” [49]. Aby dowieść powyższej tezy „carmen Mauri” musiała stać się utworem z XII wieku, nawet nie z końca XIII w, jak sądził Mosbach i jego współcześni. Z podobnych przyczyn odrzucono też hipotezę Ryszarda Gansińca datującego „tragedię o Piotrze” na wiek XV dopiero [50].
Na wątłych nader podstawach oparta hipoteza łudziła jednak rzekomym bogactwem opisu wydarzeń z XII wieku. Zaspokajała naturalny dla historyków głód faktów. Nic więc dziwnego, że powtarzano ją chętnie i tak często aż stała się niekwestionowanym faktem podawanym w naukowych syntezach. Zadziałał efekt śnieżnej kuli.
[2] Andrzej Feliks Grabski, Zarys historii historiografii polskiej, Poznań 2000, s. 65. [3] Kazimierz Jasiński, Rodowód Piastów śląskich, t. I Piastowie wrocławscy i legnicko-brzescy, Wrocław 1973, s.40. [4] Na monarchiczną ideę dzieła Naruszewicza zwraca uwagę już Władysław Smoleński, Szkoły historyczne w Polsce, Warszawa 1986, s. 39. Zob. też: M. Królikowska, Szkoła naruszewiczowska i jej miejsce w historiografii polskiej XIX w., Warszawa 1989 i tu dalsza literatura. [5] Ryszard Gansiniec, “Tragedia Petri Comitis”, „Pamiętnik Literacki”, R.XLIII, 1952, s. 54. [6] Okoliczności wydania zob. August Mosbach, Piotr syn Włodzimierza sławny dostojnik polski wieku dwunastego i kronika opowiadająca dzieje Piotrowe, Ostrów 1865, s. 9 nn. Szeroko zob. Ryszard Ergetowski, August Mosbach (1817–1884), Wrocław etc. 1968, s. 119–123. Mosbach opublikował też studium: A. Mosbach, Über den Zunamen des Peter Wlast, „Zeitschrift des Vereins für Geschichte und Altertum Schlesiens” 6, 1864, s. 138–148. [7] R. Ergetowski, op. cit., s.140-147 szeroko o tym zagadnieniu. [8] MPH s. n., t. VIII, s. 50; o tłumaczeniu zob. Jarosław Wenta, Tradycja o Piotrze. Na marginesie jednej z wielkich dyskusji, [w:] Scriptura custos memoriae. Prace historyczne, Poznań 2001, s. 531- 532. [9] MPH s. n., t. III, s. 34. [11] Ryszard Gansiniec, rec. Cronica Petri comitis wraz z tzw.Carmen Mauri (MPH s. n., t.III), „Kwartalnik Historyczny” 60, 1953, s. 269. [12] Trafnie uchwycił to Ryszard Gansiniec, „Tragedia Petri comitis”, „Pamiętnik Literacki”, R. XLIII, 1952, s. 55: „Poniewczasie stosował tu Mosbach metodę ówczesnej szkoły filologicznej, stworzonej przez Wolfa i jego następców dla rozwikłania zagadnienia Homerowego, i zdawało mu się, że w tekście tym słyszy dwugłos” i cytat ze s. 11 książeczki Mosbacha.. O „hołdowaniu” przez Mosbacha metodzie krytyczno-filologicznej zob. R. Ergetowski, op. cit., s. 42, 161. [13] Andrzej Feliks Grabski, Dzieje historiografii, Poznań 2003, s.481. [14] A. Mosbach, Piotr syn Włodzimierza..., s. 11. [21] Ryszard Ergetowski, op. cit., s.19 o Grünhagenie, s.19 o liście Mosbacha do Kraszewskiego z grudnia 1877 r. polecający pisarzowi artykuł Grünhagena o Wrocławiu w czasach słowiańskich niewątpliwie przydatnym pisarzowi w pracy nad powieścią o Piotrze Włoście. [22] Józef Ignacy Kraszewski, Historia prawdziwa o Petrku Właście palatynie którego zwano Duninem, Katowice b.d., s. 23 gdzie mnich pojawia się po raz pierwszy i mówi: „ja mam na imię Maura, wiecie, kto jestem i z jakiego opactwa, bom od św. Wincentego”. Stanisław Helsztyński, Kronika Maura. Wielkość i upadek Piotra włostowica, Warszawa 1973, s. 5, nazywa swoją powieść „piątą wersją tego samego wątku: wielkość i upadek Piotra Włostowica”. Pierwsza to oczywiście „Carmen Mauri” z XII w., który to utwór „zaginął w roku 1529 podczas burzenia opactwa przez niemieckie władze Wrocławia”, w ślad za Gansińcem za twórcę kolejnej wersji uważa Mikołaja „z Lubomierza” (Liebenthal), autorem trzeciej wersji jest oczywiście J.I. Kraszewski zaś czwartej Ryszard Gansiniec. Helsztyński korzystał, jak zapewnia, „ze wszystkich powyższych prób, oryginałów i przekładów, szczególnie wydatnie z Mikołaja z Lubomierza w ujęciu Augusta Mosbacha”. [23] Stanisław Smolka, Archivalische Miscellen. Über eine bisher unbenutzte Königsberger Handschrift des Chronicon Polono-Silesiacum, „Zeitschrift f. Geschichte und Altertum Schlesiens”, t. 12: 1874, s. 454-462; idem, Tradycja o mnichostwie Kazimierza Odnowiciela, „Rozprawy Wydziału Historyczno-Filozoficznego Akademii Umiejętności”, t.VI, 1877, s. 333–353. Do tego recenzja Aleksandra Semkowicza w: “Przegląd krytyczny” 3, 1877, s. 411–415 odpowiedź S. Smolki zob. „Archiwum Komisji Historycznej Akademii Umiejętności”, t.1, 1878, s. 397–398. [24] Colmar Grünhagen, Die Vertreibung Wladyslaws II. von Polen und die Blendung Peter Wlasts, „Zeitschrift d. Vereins f. Geschichte u Altertum Schlesiens” 12, 1874, s. 77-97. Oślepienie Piotra to, jak starałem się uzasadnić, tylko efekt literackiego rozwoju legendy, zob. Marek Cetwiński, Podstępem czy siłą? “Działania specjalne” i ich moralna ocena w kronikach śląskich, [w:] Średniowiecze polskie i powszechne, t. 2, red. Idzi Panic, Jerzy Sperka, Katowice 2002, s. 138-166. [25] Stanisław Smolka, Mieszko Stary i jego wiek oraz uwagi o pierwotnym ustroju społecznym Polski piastowskiej, Warszawa 1959, s. 463. [26] Szerzej zob. Marek Cetwiński, Biskup wrocławski Magnus: amplifikacja i metafora jako sposoby narracji dziejopisarskiej, [w: idem], Metamorfozy śląskie. Studia źródłoznawcze i historiograficzne, Częstochowa 2002, s. 95–108. [27] Janusz Bieniak, Polska elita polityczna XII wieku (część III B. Arbitrzy książąt – trudne początki), [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej. Zbiór studiów, red. Stefan K. Kuczyński, t. VII, Warszawa 1996, s.32, 41. Polemicznie do tego: Jarosław Wenta, O stróżach „testamentu” Bolesława Krzywoustego, [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t.VII, s. 67-112. Bezkrytycznie przyjmują wersję „carmen Mauri” biografowie Piotra: Stanisław Bieniek, Piotr Włostowic. Postać z dziejów średniowiecznego Śląska, Wrocław etc. 1965; Bogdan Snoch, Tragedia Piotra Włostowica, Katowice 1987. Do tezy o ruskim pochodzeniu przodków Piotra nawiązuje Teresa Kiersnowska, Jeszcze o Piotrze Włostowicu i pochodzeniu rodu Łabędziów, [w:] Społeczeństwo Polski średniowiecznej, t. IX, Warszawa 2001, s. 55–64 dokonując także zwięzłego przeglądu wcześniejszej literatury. [28] Jako taki znalazła się w syntezie dziejów średniowiecznej literatury polskiej, zob. Teresa Michałowska, Średniowiecze, Warszawa 1995, s.145-149. [29] MPH, III, s.599. Chodzi o tzw. Kronikę polsko-śląską, Chronica polonorum (ok. 1300. [32] Colmar Grünhagen, Die Vertreibung Wladyslaws... (przyp. 24) 1874, s. 84. [35] O fundacjach Piotra zob. ostatnio: Leszek Kajzer, Jeszcze o 70 kościołach fundacji Piotra Włostowica (uwagi na marginesie studium Janusza Bieniaka), „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, t.39: 1991, s. 177-184; Katarzyna Hewner, Piotr Włostowic czy Piotr Wszeborowic? O fundacji i fundatorze klasztoru norbertanek w Strzelnie, „Nasza Przeszłość”, t. 94: 2000, s. 47-84 w obu pozycjach dalsza bogata literatura. [36] MPH s. n., t. III, s. 35- 46. [37] Anatol Lewicki, O najnowszych badaniach nad kroniką Piotra Własta, „Przewodnik Naukowy i Literacki”, t.7: 1879, s.570. [38] MPH s. n., t. III, s. LXII. [42] Wskazują na to uwagi Plezi przy domniemanych fragmentach poematu, zob. MPH s. n., t.III, s.35-46 gdzie atrybucje owych fragmentów. [43] O pobytach Jana Długosza we Wrocławiu zob. Agnieszka Perzanowska, Wiadomości źródłowe o życiu i działalności Jana Długosza, [w:] Dlugossiana. Studia historyczne w pięćsetlecie śmierci jana Długosza, red. Stanisław Gawęda, Warszawa 1980, s.293-364 (o datach pobytu zob. s. 314, 337, 340, 341, 342, 351. O tym, że korzystał z wrocławskich rękopisów np. Mikołaja Tempelfelda zob. Marek Cetwiński, Biskup wrocławski Magnus: amplifikacja i metafora jako sposoby narracji dziejopisarskiej, [w: idem], Metamorfozy śląskie. Studia źródłoznawcze i historiograficzne, Częstochowa 2002, s.105. [45] MPH, t. III, s.757-758. [47] Znakomite tło owej epoki daje Andrzej Wierzbicki, Historiografia polska doby romantyzmu, Wrocław 1999. [48] Szeroko: Marek Cetwiński, Ideologia i polityka. Społeczne funkcje mediewistyki śląskiej po 1945 roku, Częstochowa 1993. [50] R. Gansiniec, “Tragedia…”, s. 87. |