Mariusz Kazańczuk - Średniowieczne korzenie Historyj świeżych i niezwyczajnych[1]
Zasadnicze znaczenie dla rozwoju nowelistyki staropolskiej[2] miała
tradycja nowożytna, którą reprezentowały głównie włoskie nowele
Giovanniego Boccaccia i Mattea Bandella oraz francuskie, należące do
odmiany histoire tragique. Niemniej jednak w obrębie tej literatury,
szczególnie w czasach dojrzałego i późnego Baroku, niemałą rolę
odgrywała też tradycja średniowieczna. Oddziaływała ona zwłaszcza na
autorów kościelnych, przejawiających zrozumiałe zainteresowanie
historiami budującymi, fabułami przykładnymi – opartymi na wzorach
średniowiecznego egzemplum.
Z szeregów duchowieństwa wywodziło się wielu utalentowanych narratorów.
Część z nich zadawalała się jedynie snuciem opowieści na ambonie, w
refektarzu czy rozmównicy, nie próbując nawet przelewać ich na
papier[3]. Do tych, którzy sięgnęli po pióro – i to z dobrym skutkiem –
należał żyjący a czasach saskich autor obszernego zbioru narracji pt.
Historyje świeże i niezwyczajne. Szersze zainteresowanie Historyjami
(rkps 1301 Biblioteki Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie)
wykazał jako pierwszy Julian Krzyżanowski, publikując obszerny artykuł
przedstawiający ich zawartość i źródła[4]. Badania nad zabytkiem,
kontynuowała Teresa Kruszewska-Michałowska[5]. Nie zabrakło Historyj na
liście utworów omówionych przez Czesława Hernasa w głośnej syntezie
literatury polskiego Baroku[6].
Historyje świeże i niezwyczajne były do niedawna uważane za dzieło
anonimowe. Pewne światło na postać autora rzuciło odnalezienie drugiej
części zbioru, którą rozpoznano w rękopisie 707 z dawnej Biblioteki
Baworowskich (obecnie w zbiorach Biblioteki Ukraińskiej Akademii Nauk
we Lwowie)[7]. Analiza rękopisu nasunęła wniosek, że autorem był jeden
z ojców Towarzystwa Jezusowego. Zakomunikowawszy to w osobnym
artykule[8], nie prowadziłem dalszych poszukiwań w tym zakresie. Podjął
je natomiast Stanisław Obirek, który uznał, że obydwa manuskrypty
wyszły spod ręki jezuity Michała Jurkowskiego (1682-1758)[9]. Wiadomo
wszakże, że niektóre zawarte w nich narracje nie zostały przekazane
przez niego w oryginalnej wersji językowo-stylistycznej. Inne też budzą
pod tym względem rozmaite wątpliwości. Można jednak przypisać
Jurkowskiemu autorstwo Historyj przynajmniej jako twórcy antologii
opowiadań, redaktorowi dzieła, które sam przedsięwziął „ku większej
chwale Boga”. To on nadał owemu dziełu tytuł i zadecydował o jego
kompozycji, zawartości, koncepcji i wydźwięku ideowym.
Julian Krzyżanowski nazwał Historyje świeże i niezwyczajne „jednym z
wcześniejszych ogniw łączących kulturę polską z francuską”[10]. Spośród
87 narracji z pierwszej części Historyj aż 73 są przeróbkami
siedemnastowiecznych nowel francuskich. Polski autor sięgnął do
tekstów, które choć wyszły spod piór różnych pisarzy – Jean-Pierre’a
Camusa, Clauda Malingre’a i François de Rosseta – należą do tego samego
gatunku prozatorskiego, określanego mianem histoire tragique[11].
Gatunek ten powstał na gruncie nowelistyki francuskiej w drugiej
połowie XVI wieku. W dziejach Francji były to czasy szczególne,
naznaczone koszmarem Nocy św. Bartłomieja i aż ośmiu wojen religijnych,
co też nie pozostało bez wpływu na charakter „historii tragicznej”.
Jest przecież rzeczą oczywistą, że przemoc i okrucieństwo, które
wkraczają do życia prywatnego i stają się elementem codzienności, muszą
znaleźć odzwierciedlenie w literaturze.
Nazwa histoires tragiques pochodzi od Pierre’a Boaistuau, który
umieścił ją na karcie tytułowej dzieła opublikowanego w roku 1559[12].
Był to zbiór sześciu historii miłosnych o tragicznym zakończeniu,
wybranych przez francuskiego adaptatora spośród 221 nowel Bandella.
Pociąg do wątków tego rodzaju, związany z zainteresowaniem mroczną
stroną natury ludzkiej, cechuje też późniejszych przedstawicieli
gatunku. „Historie tragiczne” traktują więc „o występnych miłościach,
kazirodztwach, mężo- i dzieciobójstwach, czarach, konszachtach z
diabłem, a także o zbrodniach politycznych, spiskach, zdradach i
wojennych gwałtach”[13]. Tematyka ta sprzyjała mnożeniu drastycznych
opisów, które dziś skłonni jesteśmy uznać za wyraz niezdrowej
fascynacji okrucieństwem. Warto jednak pamiętać, że ich autorzy
znajdowali moralne uzasadnienie dla przywoływania w literaturze scen
krwawych i okrutnych. Czyni tak Jean-Pierre Camus, który w przedmowie
do Spektakli grozy, jednego ze swych zbiorów nowelistycznych, uprzedza
czytelnika, że zagłębiając się w lekturę tej książki, zobaczy „jeno
widowiska krwi i rzezi”. Gwoli zaś usprawiedliwienia dodaje: „Dobrzy
chirurdzy uzdrawiają, otwierając chorym rany i krew z ich żył
upuszczając. My zasię naśladujemy ich, dobre przykłady biorąc z
najprzeraźliwszych uczynków, jakich dostarcza nam wielki teatr
świata”[14].
Z przekonania, że snuć opowieści należy wyłącznie z myślą o
zbudowaniu i poruszeniu odbiorcy, wynikają takie cechy gatunkowe
histoire tragique, jak: operowanie schematem prawo-transgresja-kara,
rozbudowywany komentarz moralny, przywoływanie faktów prawdziwych i
aktualnych. Francuscy noweliści końca XVI i pierwszych dziesięcioleci
XVII wieku dystansowali się od beztroskiej nieprzyzwoitości nowel typu
bokacjuszowego. Bliższy był im wzorzec średniowiecznego egzemplum. W
niemałym też stopniu rzutował on na charakter „historii tragicznych”
(wpisujących się w nurt literatury religijnej i budującej), w tym także
na postać narratora, który w obrębie tego gatunku odgrywa rolę
rygorystycznego moralisty czy wręcz – jak u wspomnianego Camusa –
kaznodziei.
Francuskie wzory określiły tematykę Historyj świeżych i niezwyczajnych,
gdzie wątki kryminalno-sensacyjne łączą się z elementami grozy, makabry
i okrucieństwa. Różnice między oryginałami a polskimi przeróbkami
ujawniają się dopiero w warstwie językowo-stylistycznej. Adaptator
pozostaje niewrażliwy na zawiłości i subtelności stylu francuskich
nowel. Sam posługuje się językiem prostym, zwięzłym, dosadnym,
zakorzenionym w żywej mowie. W jego opowieściach giną także sążniste
moralizacje oryginałów. Nie należy jednak pochopnie sądzić, że w
nowelach Camusa, Rosseta czy Malingre’a dostrzega on tylko walory
sensacyjnej fabuły. Wyraźnie można odczuć, że Historyje mają wymiar
moralny, co wyraża się i w konsekwentym stosowaniu schematu
transgresja-kara (innowacja polegająca na rezygnacji z moralnego wstępu
do każdej historii), i w czujnej obecności narratora-moralisty, który
nie omieszka od czasu do czasu (zwykle na końcu opowiadania) powiedzieć
krótko, jaki cel przyświeca relacjonowaniu aż tylu okropności.
Tak więc tym, co w istocie pociąga zakonnego autora we francuskich
„historiach tragicznych”, jest nie tyle sensacyjność, ile zawarta w
nich nauka moralna. Buduje on zbiór opowieści przykładnych, których
głównym tematem staje się grzech i jego opłakane skutki, a jako źródło
tego typu egzemplów zbiory wspomnianych nowelistów są wręcz
nieocenione. Spośród nich jezuita najbardziej wyróżnia Camusa, biskupa
Bellay (w porównaniu z innymi autorami najbardziej związanego z
tradycją średniowiecznej literatury egzemplarycznej), od którego bierze
aż 48 fabuł! Zapewne bardzo odpowiada mu kaznodziejski styl Francuza.
Dlaczego zatem, pracując nad Historyjami, nie ucieka się do owego stylu
i dlaczego rezygnuje z przekładania rozbudowanych moralizacji?
Odpowiedź na te pytania wydaje się prosta: czyni tak, ponieważ nie
pisze tekstów przeznaczonych do druku, tylko do „użytku wewnętrznego”.
Ich adresatami nie są laicy, lecz ojcowie jezuici – kaznodzieje i
misjonarze, którzy bez większego trudu bedą umieli dopisać do owych
fabuł komentarz moralny, kiedy zdecydują się posłużyć nimi w pracy
duszpasterskiej.
Michał Jurkowski nie był nowatorem i nie zdecydował się nazwać swoich
opowiadań Historyjami tragicznymi. Opatrzył je odmiennym tytułem, nie
stanowiącym aż takiego novum. Zapowiedź „świeżości” i „niezwykłości”
wywodziła się z tradycji antycznej retoryki i nieobca była
wcześniejszym twórcom staropolskiej prozy narracyjnej[15].
„Świeżość” w znaczeniu „aktualności” sygnalizuje tytuł, jakim posłużyli
się Rosset i Malingre (co też mogło oddziałać na Jurkowskiego):
Historie tragiczne naszych czasów. Obydwaj z pewnością nie przynieśli
rozczarowania dawnym czytelnikom; zgodnie z tym, co zapowiedzieli,
opisywali współczesne sobie tragedie, afery i skandale. Przykładem
niech będzie historia włączona przez Rosseta do trzeciego wydania jego
poczytnych nowel, które ukazało się w roku 1619[16]. Przywołane w niej
zdarzenia rozegrały się zaledwie dwa lata wcześniej! Bohaterka
opowiadania, ukryta pod fikcyjnym imieniem Dragontyny, w rzeczywistości
nazywała się Leonora Concini i była wszechwładną faworytą
królowej-regentki Marii Medycejskiej. Obrotna kobieta, córka
florenckiej praczki, karierę na dworze rozpoczęła jako pokojówka. Mąż
jej, znienawidzony „włoski przybłęda”, Concino Concini został
marszałkiem d’Ancre, doszedł do wielkich bogactw i władzy. Tragiczny
koniec tej pary nastąpił w roku 1617. On zginął z rąk siepaczy Ludwika
XIII. (Trupa marszałka wleczono później po ulicach Paryża.) Ją
oskarżono o czary i ścięto. Relacjonując te wypadki, Rosset ucieka się
do swoistego kamuflażu: akcję opowiadania przenosi z Francji do …
Persji, a bohaterom nadaje egzotyczne pseudonimy.
Polski autor nie zainteresował się opowieścią o Dragontynie. Warto
jednak zauważyć, że w jego zbiorze znalazła się podobna historia, którą
– zapuściwszy się w przeszłość znacznie odleglejszą – zaczerpnął z
dzieła Boccaccia pt. De casibus illustrium virorum (I 83[17]).
Bohaterka owej historii, Filipa z Katanii żyła na przełomie XIII i XIV
wieku. Choć była tylko praczką, dzięki sprytowi i przebiegłości stała
się wpływową osobistością na dworze andegaweńskim w Neapolu. Zdołała
zaskarbić sobie łaski kolejnych dwóch żon króla Roberta Mądrego, a w
późniejszym czasie także młodej królowej Joanny I. Do upadku
przemyślnej parweniuszki doszło w roku 1346. Oskarżona wraz z
najbliższą rodziną o udział w zamachu na życie Andrzeja Węgierskiego,
męża władczyni, poniosła okrutną śmierć na szafocie.
ÂŻe tedy wszytkiemu państwu solą w oczu była, żeby było lud
ukontentować, na teatrum katowskim, niżeliby śmierć zasłużoną i
naznaczoną przez dekret podjęła, kazano ją w oczach wszytkich katu
męczyć z wielką pociechą na to patrzących, ale cóż nie dała im dalszej
z siebie pociechy, bo na mękach umarła. Kazano tedy pomęczone i
oszarpane ciało, i trupa okrzepłego katować. Kazano jej serce i
wnętrzności wywlec, łeb uciąć i nad bramą miasta neapolitańskiego na
palu postawić, tułub spalono. Syna i córkę, i zięcia, hrabię de
Mu<r>san, okrutnie męczono, na rogozce nago ich po ulicach
włóczono. Ognistymi kleszczami szarpani a śmiercią niejednakową
zginęli: Sankcyja, to jest Filipy córka, żywo spalona; Roberta, syna,
wolnym ogniem, u słupa przywiązanego, pieczono, i gdy już już miał
konać, pospólstwo rozjadłe porwało go, po rynsztokach włóczyło, na
sztuki rozerwało – za szczęście sobie miał, kto go po rynsztokach
pazurami mógł zarwać[18].
Powyższy przykład świadczy o tym, jak wiele nauczył się polski jezuita
od Camusa, Rosseta i Malingre’a. Wypracowawszy własny model „historii
tragiczej”, potrafi umiejętnie –– nie trzymając się kurczowo
francuskich nowel – wypreparowywać z rozmaitych dzieł wątki tragiczne.
Choć zgodnie z prawidłami gatunku, kładzie nacisk na prawdziwość
prezentowanych fabuł, nie przywiązuje już tak dużej wagi do tego, by
były aktualne. „Najświeższe” historie z jego zbioru odnoszą się do
wypadków sprzed co najmniej kilkudziesięciu lat. Z niemałym też
upodobaniem zwraca się on ku dalszej przeszłości.
W Historyjach spotykamy więc dość liczną grupę postaci z epoki
Średniowiecza. Jest wśród nich owiany romantyczną legendą Konradyn –
tragiczny pretendent do korony sycylijskiej. Manuskrypt krakowski
zawiera wstrząsający opis egzekucji młodego Hohenstaufa, do jakiej, z
rozkazu Karola Andegaweńskiego, doszło w Neapolu 29 października 1268
roku (I 28). Średniowieczna przeszłość południowych Włoch musiała
istotnie fascynować jezuitę, bo powraca do niej kilkakrotnie, kreśląc
m.in. portrety występnych królowych neapolitańskich: Joanny I i Joanny
II (panujących w latach 1343-1382 oraz 1414-1435; I 52). Z Sycylią
wiąże się pośrednio postać cesarza bizantyńskiego z XIII wieku,
skoligaconego z Hohenstaufami, Jana III Dukasa Watatzesa,
przedstawionego w rękopisie lwowskim jako ofiara miłosnych czarów
Sycylijki Marcesiny (II 43). Na kartach manuskryptu znalazła się
również opowieść o „cesarzu” (w rzeczywistości tylko królu niemieckim w
latach 1273-1291) Rudolfie I Habsburgu (II 5), której wątek znany jest
z flandryjskiej powieści rycerskiej Karel ende Elegast (przed
1300)[19].
Druga część Historyj, w porównaniu z pierwszą, stanowi świadectwo
silniejszego jeszcze związku z tradycją średniowieczną. W rękopisie
lwowskim wyzwala się Jurkowski ostatecznie spod bezpośredniego wpływu
nowelistów francuskich. Wprawdzie poszukując rozmaitych „historii
tragicznych”, nadal przywołuje głównie wątki nowożytne, sięga jednak
chętnie także po stare przykłady kaznodziejskie, popularne od epoki
Średniowiecza. Bohaterem jednego z nich jest doktor Silo (II 2; w
indeksie Tubacha 1103), do którego przybywa z piekła dusza dawnego
ucznia. Potępieniec spuszcza na rękę doktora – by uzmysłowić mu ogrom
infernalnych katuszy – kroplę potu. Kropla ta sprawia Sylonowi
cierpienie przekraczające skalę ziemskiego bólu. Opowieści o powrotach
dusz zmarłych (potępionych lub czyśćcowych) spotykają się na kartach
manuskryptu z opowieściami o diable. Obydwa tematy, o proweniencji
jeszcze średniowiecznej, wśród kaznodziejów barokowych cieszyły się
ogromną popularnością.
Badając związki Historyj z tradycją wieków średnich, warto spojrzeć pod
tym kątem na łacińskie dopiski źródłowe, jakimi w obydwu manuskryptach
opatruje jezuita poszczególne fabuły. Widać, poznając krąg jego lektur
(i zarazem zawartość zakonnej biblioteki), że choć głównie korzysta z
literatury nowożytnej, nie stroni jednak od dzieł pisarzy
średniowiecznych. Teksty narracyjne wydobyte z pism: Nicefora
Blemmydesa (1198-1272), św. Bonawentury (1221-1274), Johanna Herolta
(1380-1468), Michaela Lochmaiera (XV w.) stawia na równi z „historyjami
świeżymi”.
Jak wynika z powyższych rozważań, na kształt i charakter Historyj
świeżych i niezwyczajnych wpłynęła w poważnym stopniu – obok tradycji
nowożytnej – także tradycja średniowieczna. Zaowocowało to powstaniem
interesującej kolekcji historii budujących, pochodzących z różnych
czasów, ale połączonych ideą Bożej sprawiedliwości. Są one w
większości egzemplifikacjami prawdy, „że żadna złość nigdy się
nie utai, żeby się kiedy sprawiedliwym sądom Bożym wydać nie
miała”[20]. Świat pełen jest zła, ale czuwa nad nim baczne Oko
Opatrzności. Ponieważ widzi Ono wszystko, dostrzeże każdy występek,
każdą zbrodnię – dokonaną nawet w największym ukryciu. Wiara w taki
właśnie porządek świata jest niewątpliwie źródłem krzepiącej nadziei.
Jednak zebrane przez jezuitę przykłady zgodnie z jego intencją krzepiąc
nadzieją sprawiedliwych, miały równocześnie porażać strachem
grzeszników. To wyraziste przesłanie pozwala widzieć w nim typowego
przedstawiciela „duszpasterstwa strachu”[21], które na początku XVIII
wieku, przeżywało wciąż jeszcze okres bujnego rozwoju.
Zawarty Historyjach ładunek przerażenia, pojawiajaca się w nich groza i
makabra skłoniły Juliana Krzyżanowskiego do konstatacji, że zbiór ten
jest „osobliwą kolekcją tego, co w literaturze angielskiej nazywa się
horror and mystery tales, powiastek grozy, osnutych na motywach
kryminalistycznych, podobnie jak analogiczne powiastki z epoki
wczesnego romantyzmu”[22]. Skojarzenie zawartości polskiego zabytku z
późniejszą „czarną literaturą” należy uznać za niezwykle trafne.
Francuskie „historie tragiczne”, z których wyrosły opowieści polskiego
jezuity, wyraźnie antycypują literacką modę – właściwą końcowi XVIII i
początkom XIX wieku – która zaowocowała w Europie zjawiskiem gotycyzmu.
Stąd między ówczesną powieścią (i opowieścią) grozy a dawną „historią
tragiczną” zachodzi wiele podobieństw. Obydwa gatunki reprezentują
bowiem typ literatury „budzącej przerażenie, strach, napięcie
(suspence), operującej motywami zbrodni, okrucieństwa, zjawisk
nadprzyrodzonych, demoniczności, maksymalnego zagrożenia itp.”[23]. U
Jurkowskiego dochodzi do tego jeszcze upodobanie do przeszłości
średniowiecznej, co sprawia, że na miano prekursora literatury
gotyckiej zasługuje on może nawet bardziej niż Camus, Rosset czy
Malingre.
Posępny urok histoire tragique, choć gatunek ten nie przetrwał nawet do
końca XVII wieku, oddziałał na wyobraźnię kilku późniejszych pisarzy,
wśród których znalazł się także Jan Potocki, autor Rękopisu
znalezionego w Saragossie. Pod ich piórem barokowe fabuły zachowując
klimat grozy i niesamowitości, uwalniały się jednak ze sztywnego
gorsetu moralizacji i sensów religijnych. Co dawni autorzy traktują
poważnie i dosłownie, co w ich oczach ma teologiczne uzasadnienie, w
kręgu późniejszej literatury staje się jedynie – znamiennym dla pewnych
gatunków – elementem fikcji i konwencji literackiej.
Próbka tekstu (z uwagami edytorskimi):
Michał Jurkowski, Historyje świeże i niezwyczajne, wyd. Mariusz Kazańczuk, Warszawa 2004, s. 204-207 i 389-392.
[Historia Filipy z Katanii; I 83]
[1] Robert, Karola, króla sycylijskiego, syn, będąc w oblężeniu
drepaneńskim, gdy mu Wijolanta, żona, drugiego syna, Ludwika, urodziła,
że nie mógł mamki dostać, nalazł białagłowę, ubożuchną praczkę Filipę,
rodem z Katany. Ta jako urodzenie liche miała, tak dowcip ostry i do
wszytkich złych machinacyj sposobny. Tak się z nim pomału przy dworskim
ćwiczeniu pchała, że się w wielką miłość u pani swojej wtłoczyła, tak
że Wijolenta nic czynić nie chciała, aż się owej mamki poradziła. Tak
ją była za głowę uchwyciła, że nią jako chciała, kierowała, ale to jej
nieszczęście, że niedługo, bo wkrótce Wijolenta umarła.
[2] I wróciłaby się była od rządów dworskich do kijanki, gdyby się był
znowu Robert prędko nie ożenił z Sanktyją, króla majoryceńskiego córką,
po której, że się spodziewał pociechy, bał się, żeby był o mamkę z
takim się kłopotem nie starał jako pierwej, wolał przy dworze utrzymać,
której już świadom był, a potym i Sanktyja ją ugruntowała przy dworze,
bo uważając sobie, jako Wijolenta umierając, przy śmierci tę białagłowę
wychwalała i zalecała, umyśliła się też w niej kochać i także się jej
radzić jako i antecesorka jej.
[3] Filipa widząc, że się jej łyka dają drzeć, umiała tego zażyć i tak
się do genijuszu nowej pani akomodowała, że jej karb w karb zawsze
stawała w pakt, a że świątobliwa Sanktyja była i ona też nabożeństwem
się bawiła, dla mody tylko. Wprawiła była w dworską służbę za sobą i
męża, rybaka przedtym, że dworską miał i słuszną szarżę. Ten jej pod
ten czas umarł. Wielu się słusznych ludzi rzuciło do świeżej wdowy,
spodziewając się mieć przez nią respekt u Sankcyi i dalszą promocyją.
Ale Pan Bóg wszytkim kierujący inaczej obrócił koło. Poszła za pewnego
przechrztę z Turczyna, świeżo namówionego, którego dla niej z
masztalerza podkomorzym księżny uczyniono, a żeby obojgu liche
urodzenie utonęło: tak Rajmunda de Cabanes – tak tego przechrztę zwano
– i Filipy praczki, z ceremonijami publicznymi Robert uczynił go
kawalerem jeszcze przed ślubem z ową praczką.
[4] Jak umarł Karol II, ociec Roberta, Robert tron ojcowski odebrał i
królem sycylijskim został, dopiero się owemu przezacnemu stadłu wrota
do fortuny otworzyły, albowiem Robert, ożeniwszy pierwszego syna swego
Karola z Maryją Waleryją, tej parze dwór wszytek państwa młodego pod
rząd poddano, a gdy Maryja córkę Joannę w rok urodziła, nie kto inny ją
chował wszelką zwierzchnością, tylko Filipa. Z czego potym Rajmunda na
wyższe u dworu honory wyniesiono, ale ich wkrótce odumarł i Filipy,
zostawiwiwszy jej dwoje dzieci: syna Roberta, który potym był
najpierwszymi honorami u dworu wyniesiony i Sanktyją córkę, którą potym
wziąn za żonę hrabia de Mursan.
[5] Ten Karol, gdy za żywota ojca swojego odumarł, Robert, widząc we
czterech leciech wnuczkę Joannę wzwyż mianowaną, którą chowała Filipa,
zapisał jej dziedzictwo na królestwie i kazał ją zwać królową
sycylijską, której fortuny za powodem Filipy zażywać poczęła, rządząc
się jako królowa. Ta Joanna poszła była za Jędrzeja, królewica
węgierskiego. Filipa ledwo piekła nie ruszyła, żeby nie był królem, ale
tylko mężem królowej sycylijskiej, chcąc sama przy Joannie całym
królestwem trząsać. Radziła tedy królowej, żeby się męża w niczym nie
radziła, ale sama, co jej się podoba, czyniła. Ale sprzeciwiał się temu
ks[siądz] Robert, franciszkan, którego był Jędrzejowi do sumnienia i do
rady Karol, król węgierski, przydał, ale nie przemógł, bo Filipa
ministrów swoich poosadzała, magistraty poprzemieniała, skarb królewski
sama odebrała, na co całe królestwo mruczało, ale uskromiła to królowa,
mówiąc, że: „Kto przeciwko Filipie gada, nie przeciw niej, ale
przeciwko mnie gada”.
[6] Obchodziło to i króla bardzo, który nie chciał być królem
komedyjanckim. I on, i całe królestwo na tę praczkę, choć tak już
tytułami i honorami ozdobioną, narzekało. Ociec Ś[więty], widząc na co
się zanosi, posłał swego nuncyjusza do Neapolim, aby był te kłótnie
uspokoił, ale i legat nie mógł przełomać uporu zawziętej niewiasty
Filipy. Aż dopiero kiedy przyszło do koronacyi, bo Joanna jeszcze nie
była koronowana, długo się opierała za radą Filipy, aby Jędrzeja nie
koronować, tylko ją, ale kiedy papież deklarował, że królowa bez króla
koronowana być nie może, musiała na to przystać Joanna, ale z tą
kondycyją, żeby po tej ceremoniji żadnego prawa nie pretendował Jędrzej
do królestwa ani rządu.
[7] Więc przyszło do koronacyi Jędrzeja, który widząc się pod koroną,
nie chciał być malowanym królem, ale wziął rządy po większej części
królestwa jako król prawdziwy i ogłoszony, czym tak królową, jako i
Filipę uraził na siebie. Niedługo potym, gdy Jędrzej bawił się u
królowej w pokoju, zawołano go pilno po jakiejścić wielkiej potrzebie,
który ledwie za próg wszedł, zaraz go uchwycono i powrozem uduszono.
Chciała utaić to Filipa, że ona śmierci królewskiej była okazyją, i
przeto albowiem wielu, którzy to robili, jednych w więzieniu podusić
kazała, pokazując, że się mściła śmierci królewskiej, drugim języki
pourzynać kazała, a to dlatego tylko, aby byli nie wydali, kto ich na
to namówił.
[8] Jak się o tej śmierci brata swego dowiedział Ludwik, król
węgierski, z wielkim wojskiem zbliżał się ku Neapolim, chcąc się krwi
jego mścić, zwłaszcza że miał dowody, że i królowa wiedziała o tym
uduszeniu Jędrzeja, męża swojego, króla. Z drugiej strony nacierał
Ociec Ś[więty], aby karała zabójców królewskich; opierała się ona
długo. Ale uląkszy się wojsk węgierskich licznych i mocnych, zezwoliła
i kazała inkwizycyją czynić, kto był przyczyną śmierci męża jej, króla,
co zlecono zupełnie książęciu a<nd>ryjackiemu, Hugonowi de Baux,
który prócz innych pomniejszych dworzan, głowy owego dworu przed sąd
swój stawić kazał, między nimi i Filipę z całą jej rodziną, i gdy
wielkimi dowodami oczy jej wykłuto, że ona była z synem, z zięciem i z
córką przyczyną śmierci, osądzono ich na śmierć.
[9] ÂŻe tedy wszytkiemu państwu solą w oczu była, żeby było lud
ukontentować, na teatrum katowskim, niżeliby śmierć zasłużoną i
naznaczoną przez dekret podjęła, kazano ją w oczach wszytkich katu
męczyć z wielką pociechą na to patrzących, ale cóż nie dała im dalszej
z siebie pociechy, bo na mękach umarła. Kazano tedy pomęczone i
oszarpane ciało, i trupa okrzepłego katować. Kazano jej serce i
wnętrzności wywlec, łeb uciąć i nad bramą miasta neapolitańskiego na
palu postawić, tułub spalono. Syna i córkę, i zięcia, hrabię de
Mu<r>san, okrutnie męczono, na rogozce nago ich po ulicach
włóczono. Ognistymi kleszczami szarpani a śmiercią niejednakową
zginęli: Sankcyja, to jest Filipy córka, żywo spalona; Roberta, syna,
wolnym ogniem, u słupa przywiązanego, pieczono, i gdy już już miał
konać, pospólstwo rozjadłe porwało go, po rynsztokach włóczyło, na
sztuki rozerwało – za szczęście sobie miał, kto go po rynsztokach
pazurami mógł zarwać.
[10] Bocacius et alii temporum illorum historici.
Objaśnienia:
Źr.: GIOVANNI BOCCACCIO, De casibus illustrium virorum libri novem,
Parrhissi [b.r. początek XVI w.], ks. IX, k. CXV-CXVIv: „De Philippa
Cathinensi”.
[1]
Robert, Karola … syn – Robert Mądry (1278-1343), syn Karola II (zob.
obj. do I 28,5), król Neapolu od roku 1309. Jeszcze jako książę
Kalabrii uczestniczył w jednej z kampanii wojennych na Sycylii
(1299-1302) przeciwko królowi Fryderykowi II Aragońskiemu, który o
utrzymanie się na tronie walczył nie tylko z Andegawenami, ale także ze
swym bratem Jakubem, królem Aragonii.
będąc w oblężeniu drepaneńskim, gdy mu Wijolanta … drugiego syna
Ludwika urodziła – Jolanta (Violanta, † 1302), córka Piotra III
Aragońskiego (zob. obj. do I 28,4.) poślubiła księcia Roberta w roku
1298. Jej syn Ludwik przyszedł na świat w roku 1301, w czasie
andegaweńskiej okupacji Katanii, a nie – jak podaje Boccaccio –
oblężenia Trapani (łac. Drepanum).
że nie mógł mamki dostać, nalazł bialagłowę, ubożuchną praczkę Filipę –
zob. obj. do I 52,1. Filipa, mamka królewskiego dziecka, po zakończeniu
kampanii sycylijskiej przeniosła się na dwór andegaweńki do Neapolu.
Pozostała tam również po śmierci swego wychowanka, małego Ludwika.
rodem z Katany – rodem z Katanii.
[2]
gdyby się … Robert … nie ożenił z Sanktyją – Sancia d’Aragona (u
Boccaccia: „Sanctia”) z Majorki, druga żona Roberta Andegaweńskiego.
króla majoryceńskiego – tj. króla Majorki.
[3]
że się jej łyka dają drzeć – że może mieć z tego korzyść; zwrot przysłowiowy: „Drzeć łyka” (NKPP „Łyko” 1).
karb w karb … stawała w pakt – sens: dokładnie we wszystkim się zgadzała.
świątobliwa Sanktyja była – słynąca z pobożności królowa Sancia większość czasu spędzała w kościołach i klasztorach.
przechrztę z Turczyna – Turka, który przyjął chrześcijaństwo.
Rajmunda de Cabanes – Raimondo de Cabanni (u Boccaccia: „Raymundus”; †
1334) miał pojawić się na dworze króla Roberta jako niewolnik
mauretański, odkupiony od korsarzy. Przyjął imię i nazwisko szefa
kuchni królewskiej, dokąd oddano go na służbę i gdzie rozpoczęła się
jego zadziwiająca kariera. Związek małżeński z Filipą zawarł między
końcem 1304 a początkiem 1305 r. Doszedł do wysokich godności
dworskich: najpierw szambelana następcy tronu, później królewskiego
siniscalco. Kiedy umarł, pochowano go z wielką pompą w kościele Santa
Chiara w Neapolu (DIZIONARIO, t. 15, s. 672-673).
[4]
ożeniwszy … syna swego, Karola, z Maryją Waleryją – syn Roberta, Karol († 1328), książę Kalabrii, ożenił się z Marią de Valois.
Maryja córkę Joannę w rok urodziła – przyszłą królową Joannę I (zob. obj. do I 52,1-5).
syna Roberta, który … był … honorami … wyniesiony – Roberto de Cabanni
(† 1346) był ulubieńcem Joanny I. Choć pierwotnie przeznaczony do stanu
duchownego, wstąpił na drogę kariery państwowej i dworskiej. Z łaski
królowej otrzymał tytuł hrabiego di Eboli i godność wielkiego
siniscalco Królestwa. Jego wysoką pozycję w państwie ugruntowało
małżeństwo z Sighilgaitą di Loffredo Filomarino – przedstawicielką
jednego z najstarszych i najznamienitszych rodów neapolitańskich
(DIZIONARIO, t. 15, s. 673-675).
i Sanktyją, córkę, którą … wziąn … hrabia de Mursan – Sancia de Cabanni
(† 1346), w rzeczywistości wnuczka Filipy z Katanii (córka jej
najstarszego syna Carla i Margherity da Ceccano), za przykładem babki
angażowała się w intrygi i knowania dworskie. Jej mężem był Carlo
Gambatesa, hrabia di Morcone. Nie udało się ustalić, skąd polski autor
zaczerpnął użytą przez siebie formę nazwiska – „de Mursan”.
[5]
Ta Joanna poszła była za Jędrzeja – zob. obj. do I 52,1.
sprzeciwiał się temu ks[iądz] Robert, franciszkan, którego był Jędrzejowi…Karol, król węgierski przydał – zob. obj. do I 52,1.
[6]
do Neapolim – zob. obj. do I 24,1.
opierała się za radą Filipy, aby Jędrzeja nie koronować – w oporze tym
wspierało Joannę silne stronnictwo przeciwników Andrzeja Węgierskiego.
Przewodziła mu Katarzyna de Courtenay, księżna Tarentu, która pragnęła
po usunięciu niewygodnego cudzoziemca wyswatać królową ze swym synem.
Na jej usługach pozostawała Filipa de Cabanni.
papież deklarował, że królowa bez króla koronowana być nie może – zgoda
papieża Klemensa VI na koronację Andrzeja była efektem zabiegów matki
królewicza, Elżbiety Łokietkówny, która aby to osiągnąć, nie żałowała
prezentów i pieniędzy dla kurii papieskiej. Węgierska monarchini,
zaniepokojona niepewną sytuacją syna, przybyła na dwór neapolitański w
roku 1343 i opuściła Neapol dopiero wtedy, kiedy sprawa przyznania
Andrzejowi korony królewskiej była już przesądzona.
[7]
Więc przyszło do koronacji Jędrzeja – zanim do niej doszło, Andrzej
został zamordowany. Uroczysta koronacja Joanny i jej drugiego męża
Ludwika (zob. obj. do I 52,2) odbyła się w Neapolu w roku 1352.
ledwie za próg wszedł, zaraz go … powrozem uduszono – do zamachu na
życie Andrzeja (1345) doszło w klasztorze San Pietro a Maiella w
Aversie. Zamachowcy użyli sznura, kierując się opinią nekromantów,
którzy stwierdzili, że Andrzej nie może zginąć ani od żelaza, ani od
trucizny.
[8]
Ludwik, król węgierski, z wielkim wojskiem zbliżał się – zob. obj. do I 52,2.
zezwoliła i kazała inkwizycyją czynić – na osądzenie winnych śmierci
Andrzeja królowa Joanna zdecydowała się pod presją ludu
neapolitańskiego, który obległ jej siedzibę w Castel-Nuovo i grożąc
zniszczeniem zamku, domagał się wydania morderców królewicza
węgierskiego. Pomimo to kara nie dosięgła ani głównych zamachowców, ani
wysoko postawionych uczestników spisku, jak Katarzyna de Courtenay.
Rolę kozła ofiarnego odegrała Filipa de Cabanni, którą skazano na
okrutną śmierć wraz członkami jej najbliższej rodziny.
książęciu a<nd>ryjackiemu, Hugonowi de Baux – u Boccaccia: „Hugon
comes Avellini”. Tekst Boccaccia wskazuje na Hugona de Baux, hrabiego
d’Avellino († 1353), rzeczywiście zaangażowanego w śledztwo prowadzone
w sprawie zabójstwa królewskiego małżonka (DICTIONNAIRE, t. 5, szp.
978-979). lecz sędzią morderców królewicza Andrzeja był inny
przedstawiciel prowansalskiego rodu de Baux, Bertrando Del Balzo (†
1347). Ożeniony z Beatrice, córką Karola II (zob. obj. do I 28,5.),
należał do najważniejszych osobistości w Królestwie Neapolu. Nosił
tytuł księcia di Andria, nadany mu przez króla Roberta (DIZIONARIO, t.
36, s. 304-308).
wielkimi dowodami oczy jej wykłuto – udowodniono jej winę; zwrot przysłowiowy: „Wykłuć komu oczy czym” (NKPP „Oko” 163).
[9]
solą w oczu – solą w oku; zwrot przysłowiowy: „Być komu solą w oku” (NKPP „Sól” 4).
[10]
Bocacius et alii temporum illorum historici – Boccaccio i inni historycy owych czasów.
Michał Jurkowski, Historyje świeże i niezwyczajne, wydał Mariusz
Kazańczuk, Wyd. IBL, Warszawa 2004; BIBLIOTEKA PISARZY STAROPOLSKICH t.
28
STOWARZYSZENIE "PRO CULTURA LITTERARIA"
http://www.ibl.waw.pl/index.php?strona=224
WYDAWNICTWO IBL PAN
00-330 Warszawa, ul. Nowy Świat 72, Pałac Staszica I p. pok.: 127,129,131
tel. (22) 6572-887, tel./faks (22) 6572-880
http://www.ibl.waw.pl/index.php?strona=210
e-mail:
[1] Referat wygłoszony na konferencji „Spotkania Mediewistyczne 11”, 23.03.2005.
[2] Charakterystykę i zarys dziejów nowelisyki staropolskiej prezentują
wczesne publikacje Teresy Kruszewskiej-Michałowskiej: Narodziny i
rozwój nowelistyki w literaturze staropolskiej, [w:] Studia z dawnej
literatury czeskiej, słowackiej i polskiej, red. R. Heck,
Warszawa-Praha 1963, s. 266–294; „Różne historyje”. Studium z dziejów
nowelistyki staropolskiej, Wrocław 1965, s. 10–62.). Zasygnalizowane w
nich problemy znalazły rozwinięcie w dalszych pracach autorki: T.
Michałowska: Między poezją a wymową. Konwencje i tradycje staropolskiej
prozy nowelistycznej, Wrocław 1970; „Nowela”, [hasło w:] Słownik
literatury staropolskiej (Średniowiecze–Renesans–Barok), red. T.
Michałowska, przy udziale B. Otwinowskiej i E. Sarnowskiej-Temeriusz,
Wrocław 1998, wyd. 2, s. 584-589. Wybór najcelniejszych nowel
staropolskich zawiera antologia Historie świeże i niezwyczajne, oprac.
T. Kruszewska, Warszawa 1961.
[3] Rozmaite opowieści krążące w środowiskach kościelnych czerpane były
ze żródeł zarówno oralnych, jak skryptuarnych. Zjawisko to trafnie
opisał Bronisław Geremek (Exemplum a przekaz kultury, [w:] Kultura
popularna a kultura masowa w Polsce późnego średniowiecza, red. B.
Geremek, Wrocław 1978, s. 69): „W klasztorach trwała szczególnego typu
cyrkulacja fabuł między biblioteką, refektarzem a kuchnią, w toku
której następowało pomieszanie kultury książkowej z ustnym obiegiem
informacji”. Zob. też Cz. Hernas, W kręgu opowieści ustnych,
„Literatura Ludowa” 38 (1994), 3, s. 80-83.
[4] J. Krzyżanowski, „Historyje świeże i niezwyczajne”. Rękopiśmienny
zbiór powiastek z epoki saskiej, „Pamiętnik Literacki” 27 (1930),
3, s. 371-399.
[5] Zob. T. Kruszewska–Michałowska, Narodziny i rozwój nowelistyki, op.
cit., s. 286; taż „Różne historie”, op. cit., s. 40-42; T. Michałowska,
Między poezją a wymową, op. cit., s. 151-152, 193-196, 337-340.
[6] Cz. Hernas, Barok, Warszawa 1976, s. 556. Uwzględniająca stan
nowszych badań, rozszerzona notatka o Historyjach świeżych i
niezwyczajnych znalazła się w późniejszym wydaniu Baroku : Warszawa
1998 (wyd. 2), s. 605-606.
[7] Na manuskrypt ze zbiorów Baworowskich pierwszy zwrócił uwagę Roman
Kaleta, który kilka zaczerpniętych zeń narracji opublikował w
Sensacjach z dawnych lat (Wrocław 1986, wyd. 3, s. 47-49). 26 narracji
z tego rękopisu znalazło się w antologii Historie dziwne i straszliwe,
Jezuickie opowieści z czasów saskich, oprac. M. Kazańczuk, Chotomów
1991, s. 15–65.
[8] M. Kazańczuk, Na tropie autora „Historyj świeżych i
niezwyczajnych”. Dwa jezuickie rękopisy z epoki saskiej, „Pamiętnik
Literacki” 82 (1991), 3, s. 195-203.
[9] S. Obirek, Michał Jurkowski SJ, autor „Historyj świeżych i niezwyczajnych”, Kraków 1996, s. 11.
[10] Ibidem, s. 371
[11] Literatura przedmiotu dotycząca „historii tragicznych” liczy już
niemało pozycji . Z prac powstałych na Zachodzie fundamentalne
znaczenie ma historyczno-literacka monografia gatunku autorstwa Sergio
Poli (Storia di storie. Considerationi sull’evoluzione della storia
tragica in Francia dalla fine delle guerre civili alla morte di Luigi
XIII, Abano Terme 1985). Na uwagę zasługuje również krytyczna edycja
zbioru nowel Rosseta Les histoires mémorables et tragiques de ce temps
(1619), przygotowana przez Anne de Vaucher Gravili (Paris 1994). Do
polskich prac podejmujących ten temat należą: zawierająca
charakterystykę gatunkową „historii tragicznych” książka Teresy
Michałowskiej (Między poezją a wymową, op. cit., s. 52-66.) oraz
ostatnio wydane artykuły: Witolda K. Pietrzaka (Arystoteles dla
każdego, czyli o tragizmie w drugiej połowie XVI wieku, [w:] Spotkania
z dawną literaturą francuską, red. K. Dybel i B. Marczuk, Kraków 2000,
s. 77-84; „Romanica Cracoviensia”) i Barbary Marczuk (Teatr na
szafocie, czyli o egzekucjach w „Historiach tragicznych” François de
Rosseta, tamże, s. 85–91.). Warto wymienić tu cenną pracę
translatorską: Krwawy amfiteatr. Antologia francuskich historii
tragicznych epoki renesansu i baroku, przełożyła i opracowała B.
Marczuk, Kraków 2002.
[12] Miało ono liczne wydania między rokiem 1559 a 1616.
Współpracownikiem Pierre’a Boaistuau i kontynuatorem jego dzieła był
François de Belleforest.
[13] B. Marczuk,[wstęp w:] Krwawy amfiteatr, op. cit., s. 12.
[14] J.P. Camus, Do czytelnika, [w:] Krwawy amfiteatr, op. cit., s. 29.
[15] T. Michałowska, Między poezją a wymową, op. cit., s. 92-93.
[16] Współczesny przekład noweli na język polski wyszedł spod pióra
Barbary Marczuk, zob. Krwawy amfiteatr, op. cit., s. 139-162.
[17] Tu i dalej: cyfra rzymska oznacza część Historyj, cyfra arabska – numer opowieści.
[18] M. Jurkowski, Historyje świeże i niezwyczajne, wyd. M. Kazańczuk,
Warszawa 2004, s. 206-207, „Biblioteka Pisarzy Staropolskich”, t. 28.
[19] Zob. A. Dąbrówka, Słownik pisarzy niderlandzkiego obszaru kulturowego, Warszawa 1999, s. 153.
[20] M. Jurkowski, op. cit., s. 248.
[21] Ten – dziś już szeroko znany – termin zaczerpnąłem z prac Jeana
Delumeau: Strach w kulturze Zachodu XIV–XVIII w., przeł. A.
Szymanowski, Warszawa 1986; Grzech i strach. Poczucie winy w kulturze
Zachodu XIII–XVIII w., przeł. A. Szymanowski, Warszawa 1994.
[22] J. Krzyżanowski, „Historyje świeże i niezwyczajne”, op. cit., s. 388.
[23] T. ÂŻabski, „Powieść grozy”, [hasło w:] Słownik literatury popularnej, Wrocław 1997, s. 315.